Kiedy zwykła histeria to za mało i trzeba podkręcić ją naukowo.

Dawno, dawno temu, żył sobie pod Wawelem jaszczur złośliwy, poił się helem i zjadał dziwy (tj. dziewczyny). Ział ogniem (a nie miał katalizatora, ani filtra cząstek stałych), dymił, pustoszył uprawy oraz owczarnie, ach kto podłość tę ogarnie. Mniejsza z tym. Kraków pozbył się jaszczura, gdy wynajęty specjalista (a przetarg to był, czy z wolnej ręki poszło?!) nakarmił Smoka nie dość, że kebabem, to jeszcze GMO. Mniejsza już ze szczegółami, dość, że tradycja zadymienia Krakowowi pozostała, a nawet rozszerzyła się na inne miasta oraz miejsca miastopodobne. Do czego zmierzam? Ano do smogu i czujników smogu. Ale po kolei. O samym smogu rok temu u siebie publikowałam, o tu:

bezkropki.neon24.org/post/136468,smog-proba-racjonalnego-podejscia-do-problemu

 

Od tamtego czasu nic się w zasadzie nie zmieniło. Może poza tym, że uświadomieni (słusznie i potrzebnie) ludzie zaczęli się „spontanicznie sami organizować” i sobie instalować czujniki smogu. Powietrze mamy zanieczyszczone, to prawda. Poczucie odpowiedzialności za środowisko – rzecz dobra, słuszna, godna poparcia itd. Dyabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Np. w tych czujnikach. Ale po kolei. Najpierw przypomnijmy podstawy i ustalmy fakty. Co to jest smog? Wikiwyrocznia pisze, że to mieszanina mgły i zanieczyszczeń (mgły, dymu i spalin) (patrz pl.wikipedia.org/wiki/Smog )

Wielki słownik języka polskiego (dostępny na www.wsjp.pl/index.php) mówi, że smog, to gęsta mgła zawierająca spaliny i szkodliwe dla zdrowia pyły, unosząca się nad wielkimi miastami i ośrodkami przemysłowymi. Nic tu nie ma o smogu suchym, letnim, fotochemicznym, „Los Angeles”, mokrym, „londyńskim”, zimowym, ani tym bardziej o innych rodzajach smogu (świetlnym, czy szerzej: elektromagnetycznym). Mniejsza z tym. Dociekliwych zachęcam do wizyty w bibliotece i samodzielnego odnalezienia definicji oraz typologii smogu w FACHOWYCH publikacjach. Ta wiedza może się przydać i WARTO ją zdobyć. Najlepiej samemu. Ja ze swej strony w tym miejscu pokazuję, że wiele antysmogowych działań opisanych w mediach, jest robionych bez niezbędnego przygotowania oraz bez wytłumaczenia ludziom, jakiego typu smog jest naszym problemem, co KONKRETNIE nas truje, jak i dlaczego. Skutkiem braku informacji, zdezorientowani konsumenci mogą, być może, dokonywać bezsensownych wyborów. Ale o tym za chwilę. Na razie, na potrzeby niniejszych rozważań przyjmijmy, że nasz polski zimowy problem to smog składający się z mgły, tlenków azotu, siarki oraz pyłów i „trochu organiki”. Czyli warunki mamy takie: zima, para wodna, NOx, SOx, pyły, no jeszcze benzopiren, benzen itd. Z tego wszystkiego względnie prosto jest zmierzyć pyły (proszę PT Czytelników, by mi w tym miejscu uwierzyli na słowo). Jak się mierzy pyły? Np. grawimetrycznie, w sposób szerzej opisany tu: powietrze.gios.gov.pl/pjp/content/show/1000919 sprowadzający się do tego, że osuszone i ogrzane (to ważne!) powietrze przechodzi przez filtr, ów filtr zatrzymuje wszelkie pyły będące w powietrzu. Potem ów zebrany pył się waży (można go też badać pod kątem innych zanieczyszczeń zawartych w pyle) i mamy wynik. Co do zasady – proste. W praktyce bardzo ważne jest osuszenie badanego powietrza, uwzględnienie jego ciśnienia, temperatury i wilgotności oraz prędkości przepływu przez miernik. Wadą takiego pomiaru jest czas i cena. Pojawiające się w necie oferty tanich czujników działających w czasie rzeczywistym są więc bardzo kuszące. I jest to w pełni zrozumiałe. Zainteresowałam się więc metodyką pomiaru owych tanich czujników. Wyszło mi, że jest ona laserowa (lub IR). W skrócie: powietrze przelatuje w poprzek przez wiązkę światła. Jak jest czyste, to światło przechodzi sobie przez owo powietrze na durch, a jak się w strumieniu powietrza pojawia jakaś drobina (wsio ryba: woda, czy pył), to wiązka światła się na niej ugnie i trafi do detektora, no i mamy odczyt. To, co ja tu zbrutalizowałam, to ktoś obrazkowo wyjaśnił o tu:

(tu się link nie dał wkleić, trzeba w wyszukiwarkę wpisać np. " kodologia jak działają czujniki smogu youtube") – Czyli że można w przybliżeniu określić nawet wielkość drobiny zanieczyszczenia! Fajnie, co? Jest wszak różnica, czy mamy pył 10 mikrom. czy 2,5. Tak, byłoby fajnie, gdyby nie to, że dla owego czujnika wszystko jedno, czy zanieczyszczeniem jest kropla wody, drobina sadzy, czy pył np. krzemianowy albo inszy… Czyli mamy taką sytuację, że miernik, owszem, mierzy „zapylenie” powietrza, ale BEZ ROZRÓŻNIANIA rodzajów owego zapylenia. No i to by się zgadzało z moimi obserwacjami – w moim wyrobie miastopodobnym, alert smogowy jest zawsze ilekroć jest mgła lub… drobny deszczyk. Deszczyk, który ma taką naturę, że po dłuższym czasie wypłukuje zanieczyszczenia z powietrza. Nurtowało mnie to: mamy wiatr, deszczyk se kropi tak od ok. 2 godzin, a nas alarmują o smogu. Rozumiecie – deszczyk umył powietrze jak płuczka (aka skruber), a lemingi latają w histerii i maskach „no bo pszeciesz smog”- coś tu się kupy nie trzyma. Stąd moje czujnikowe poszukiwania w necie. Ale żeby nie było – nie mam nic do tej, czy innej firmy. Niech sprzedają, pomagają do podnoszenia świadomości i oznaczania stanu środowiska – to są rzeczy potrzebne oraz chwalebne. Mnie nurtuje co innego – oto różne firmy chwalą się, jak to sprzedały samorządom oraz ludziom prywatnym tysiące czujników. Czujników do pomiaru czego właściwie?! I jeszcze samorządom? Mam do tego dopłacać, żeby ktoś mojemu burmiszczowi opchnął czujnik zawiesin w powietrzu jako czujnik smogu? Serio? Co więcej, mam na TEJ PODSTAWIE dopłacać do różnych programów antysmogowych? Robi się „fajnie”, jak powiem, że w moim miejscu miastopodobnym jest od lat program wywalania piecyków gazowych w blokach i przymusowe podłączanie centralnej ciepłej wody. Czynsze rosną i to bardzo, wyrzucane są DOBRE piecyki, w dodatku gazowe (czyli spalające bodaj najczystsze paliwo, czyli NIEBĘDĄCE przyczyną smogu), bloki są podłączane do miejskiej ciepłowni działającej, a jakże, na wungiel. Taaa… Drugi cymes jest taki, że domy prywatne, ogrzewane piecykami na kalosze, nie są w ogóle niepokojone żadną tam zamianą pieców. Czyli mamy tak: ludzie biedniejsi (bogaci raczej w blokach nie mieszkają) są goleni BEZ SENSU (bo to nie oni produkują smog), natomiast bogatsi (ci w domkach, domiszczach i willach) nadal se spokojnie smoga wytwarzają. Urocze. Ale co ja tam wim. Zostawmy te politykie. Wracam do czujników. W moich poszukiwaniach netowych stanęło na tym, że zdezorientowani konsumenci kupują sobie czujniki zawiesin jako czujniki smogu. Tak, pamiętam, sama wyżej napisałam, że pyły najłatwiej jest zmierzyć i że w zw. z tym metoda pomiaru pyłu jest dobrym wskaźnikiem przy ocenie ryzyka wystąpienia smogu. Tak, ale musi to być WIARYGODNA metoda pomiaru pyłu. A tu akurat są wątpliwości i nie że moje. W przytoczonym wyżej linku GIOŚ sam z siebie napisał „Oferowane na rynku komercyjnym tzw. niskokosztowe czujniki do pomiarów zanieczyszczeń powietrza, a w szczególności do pomiarów stężeń pyłu zawieszonego PM10 i PM2,5 w powietrzu, nie są urządzeniami pracującymi zgodnie z wyżej opisaną metodyką referencyjną. Z powodu braku wykazanej równoważności metody stosowanych w czujnikach niskokosztowych do metodyki referencyjnej nie mogą być one traktowane jako źródło wiarygodnych danych, a na ich podstawie nie można określać czy nastąpiło przekroczenie norm jakości powietrza (poziomów dopuszczalnych, docelowych, informowania czy alarmowych) i dokonywać oceny jakości powietrza.” Również zwykli zjadacze chleba dzielą się swoimi rozkminami na wykopie: www.wykop.pl/link/3978425/ich-czujniki-to-rewolucja-teraz-wiesz-czy-mozna-isc-na-spacer/

Tak, że ten z tymi tanimi czujnikami… Złośliwa osoba powiedziałaby w tym miejscu, że to kolejna maść na szczury. Ale ja nie jestem złośliwa i uprzejmie obstawiam, że zachodzi publiczne nieporozumienie co do właściwego interpretowania wskazań owych tanich czujników. Rzecz należy badać, ulepszać, próbować kalibrować itd. W żadnym razie nie brać jej bezkrytycznie.

Swoją szosą, ja się zastanawiam jaki sens mają medialne zalecenia typu „jest smog, siedź w domu” – Przecież jeśli jest smog, to w domu masz TO SAMO powietrze, co na zewnątrz. To samo ZANIECZYSZCZONE powietrze. Fakt, w domu trochę mniej się ruszamy, więc mniej pyłów wdychamy, trochę też pyłu osiądzie w kanałach wentylacyjnych, ale ogólnie, to niby jak siedzenie w domu w sytuacji smogu na mieście, ma przed tym smogiem chronić, jeśli się nie ma w domu filtrów powietrza?! Czyli media robią nas w wała ziemnego oraz sieją zabobony, zresztą nie po raz pierwszy. Ale miałam nie być złośliwa;).

 

Podsumowanie:

- Tak, mamy problem z zanieczyszczeniem powietrza;

- Tak, trzeba się tym zająć, poczuć osobistą odpowiedzialność za środowisko itp.

-Trzeba nam jednak rozumnie ocenić sytuację;

- Bo to co się teraz dzieje, w dużej mierze jest wedle mej osobistej oceny nakręcaniem histerii oraz kręceniem wałków. Na DUŻĄ kasę. (A co! „Konstytucja” - modne słowo! Korzystam więc z prawa do wyrażania poglądów.);

- Każdy towar, w tym czujniki smogu, należy wybierać i kupować po namyśle, a nie dla mody czy trędu (bo inaczej wywalamy kasę w błoto, w dodatku czasem samorządową, czyli naszą, najnajszą!);

- … czyli trzeba też patrzeć na ręce władzuchnom naszym ukochanym;

- Patrzeć im na ręce, zwł. jak chcą nas uszczęśliwić programem antysmogowym (oprócz tego, że „niezależną gminną siecią monitoringu”).

 

Oświadczenia:

1. Nie było moją intencją dyskredytowanie jakichkolwiek firm i ich wyrobów, lecz podniesienie świadomości dot. smogu;

2. W domu jeszcze mam gaz, ale instalacje są dobrze utrzymane – nie ma mi co wybuchnąć, tj. nie samo z siebie;

3. Nie trzymam air-guna w praniu;

4. Ani nie planuję seryjnego samobójstwa;

 

Szczęśliwego Nowego Roku?